To najcudowniejsza kategoria w całym humorze, znana szczególnie ukochanym zięciom. Kawały o teściowych słyną z tego, że brzmią niczym zemsta za przypalone mielone czy też zrujnowaną wycieraczkę w aucie. Musisz pamiętać, że każdy kawał o teściowej to tylko i wyłącznie humor, w rzeczywistości nie jest tak źle. A o to i kolejny kawał od Świnki chudzinkilink do udostępniania : https://youtu.be/1Q_bMHmg0-8Zapraszam do subskrybowania kanału a jeśli filmik się spodobał Audiobooki (książki mówione) - najwygodniejszy katalog do przeglądania. 3843 audiobooki w formacie MP3. Kupuj i słuchaj od razu bez wychodzenia z domu. przedłużać spotkanie w czas radosny, wieczny. Będą chwile radości , smutku też znajdzie się wiele. gdy będą puste miejsca, których nie zajmą przyjaciele. koledzy, gdy srebrną nitką czasu odmienieni. wiemy, że czas nas goni, choć serc nie ostudzi, nie zmieni. Cieszmy się więc tą chwilą, gdy jest nas jeszcze wielu. zapraszam na Facebook: https://www.facebook.com/BuFishYoutube/ Kolejny kawał o wędkarzu tym razem łowi zlotą rybkęJeśli chcesz przyczynić się do rozwoju kana lirik lagu rohani satu satunya yang kuandalkan. Marszałek Sejmu VII kadencji, Małgorzata Kidawa-Błońska - w jej rodzinie polityka to tradycja. Jest prawnuczką prezydenta Polski Stanisława Wojciechowskiego i premiera Władysława Grabskiego, a także wnuczka pisarza i publicysty Władysława Jana Grabskiego. Co wiemy o jej życiu prywatnym? Małgorzata i Jan Kidawa-Błońscy od ponad 40 lat są szczęśliwym małżeństwem. Wspólnie doczekali się syna - Jana. W 2013 roku udzielili VIVIE! wspólnego wywiadu. Co zdradzili? W rozmowie z Elżbietą Pawełek w 2013 roku Małgorzata i Jan Kidawa-Błońscy opowiedzieli historię swojej miłości, zdradzili, jak spędzają wspólnie czas. Co jest dla nich najważniejsze? Czego się obawiają? Czy ich syn wybrał politykę, a może zajął się reżyserią? Zapraszamy do lektury archiwalnego wywiadu VIVY! Panie Janie, jak żona wyrosła na gwiazdę w polityce, był Pan zdenerwowany czy przyjął to spokojnie? Jan: Zdenerwowany? Dumny, że Małgosi udało się wejść do polityki. Myślę, że ma do tego predyspozycje. Już wcześniej pracowała w samorządzie, dopiero stąd poszła do parlamentu. Niepokoiło mnie tylko, kto zajmie się produkcją moich filmów, bo była producentem, który nagle mi zniknął. A tu role się odwróciły: żona dziś błyszczy, a Pan nieco w jej cieniu. Cierpi męska duma? Jan: Widzi pani, nie odczuwam, że jestem w cieniu. Jako człowiek skromny nie lubię pchać się przed kamery. Ale cieszę się, że Małgosia stanęła po drugiej stronie. Znakomicie się uzupełniamy. Nigdy jednak nie obsadzał jej Pan w swoich filmach. A piszą w Internecie, że to wypisz wymaluj Sophia Loren! Jan: Kiedy reżyser powierza swojej żonie rolę, to fatalny układ. I na ogół dla obu stron to źle się kończy. Małgorzata: Ale ja też nigdy nie chciałam być aktorką filmową. Pasjonowała mnie praca w teatrze. Chodziłam do szkoły teatralnej jako wolny słuchacz, choć nie studiowałam aktorstwa, tylko socjologię. Jan: No właśnie, jak mogłem ci proponować grę w filmach, skoro nie masz nawet odpowiednich kwalifikacji (śmiech). Syn poszedł w ślady ojca? Jan junior: Nie od razu. Najpierw poszedłem na prawo, które mi się nie spodobało. Potem była próba dziennikarska – też mi się nie spodobała, a później pojawiła się możliwość robienia montażu. Studio montażowe zawsze mi się dobrze kojarzyło. Kiedy byłem mały, ojciec zabierał mnie ze sobą do pracy. A w montażowni zawsze mieliśmy dobrą pizzę, coca-colę, wygodną kanapę i telewizor. Jak się dziś z ojcem pracuje? Jan junior: Interesująco. Nie boimy się rozmawiać na każdy temat. Jan: Proporcje muszą być jednak zachowane. W filmie to reżyser decyduje o tym, co ma być. Jasiek czasem chciałby to odwrócić, na co mu nie pozwalam. A w domu kto rządzi, Pani Małgorzata? Jan: Nie, u nas jest demokracja. Jan junior: Anarchia chyba! Jan: Są pewne obszary, jak kuchnia, gdzie zarządza Małgorzata. Małgorzata: Dom jest miejscem, gdzie każdy ma poczucie bezpieczeństwa. Tu nie musimy ani niczego udawać, ani niczego robić na siłę. Wszędzie trzeba podporządkować się pewnym rygorom, w domu zaś panuje swoboda. A przy tym się szanujemy, nie psujemy sobie nastrojów. Przyjaciele mają pretensję do Rzeczpospolitej, że zawładnęła Małgorzatą Kidawą-Błońską, bo skończyły się wydawane przez nią pyszne obiady. Jak Pani mężczyźni radzą sobie w domu, kiedy większość czasu spędza Pani w sejmie? Jan junior: Jak nie dajemy rady, to dzwonimy. Małgorzata: Nauczyli się świetnie gotować. Nawet mój tata, który mieszka po sąsiedzku, opanował sztukę kulinarną. Podszedł do tego naukowo, bo to umysł ścisły, studiował w Internecie przepisy, aż osiągnął mistrzostwo. Dlatego namawiam ich, żeby napisali razem książkę o kuchni porzuconych facetów. Każdy ma kilka świetnych przepisów. Jan: Trzeba podkreślić, że Małgosia, idąc do dużej polityki, zadbała o to, aby dom sprawnie funkcjonował. Pracujecie Panowie w domu? Jan junior: Montażownia jest w domu, w piwnicy. Jan: Wyposażyliśmy ją własnymi siłami. Jest nowoczesna, wielka, wygodna, więc ją kochamy. Drugiej takiej nigdzie w Warszawie nie widzieliśmy, najbliższa znajduje się w Los Angeles, ale to kawał drogi. A my schodzimy do niej dwa piętra niżej, zawsze zakładając obuwie, bo jednak w kapciach nie wypada chodzić do pracy. Kiedy montujecie filmy, kątem oka śledzicie, co tam w parlamencie? Jan: Raczej robimy résumé, słuchamy wieczornych wiadomości i wiemy, co tam było u Małgosi w pracy. Często występujemy jako głos opinii publicznej. Być może jesteśmy pierwszymi, bardzo krytycznymi recenzentami projektów ustaw. Pani Małgorzata, jak przystało na prawnuczkę premiera Grabskiego i prezydenta Wojciechowskiego, weszła do polityki gładko. Nie ma rozczarowania? Małgorzata: Nie. Ale wydawało mi się, że jak już znajdę się w parlamencie, będę mogła pewne rzeczy zrobić. A potem przychodzi się tam i rozumie, dlaczego są nie najlepsze ustawy, że bardzo trudno przekonać innych do swojej racji. Człowiek uczy się pokory. Łatwo recenzuje się pracę parlamentu, kiedy jest się z boku. Dopiero będąc w środku, widzi się, jakie to trudne. Czasem, jak uda się powstrzymać ludzką głupotę, to już jest wielki sukces. Staram się walczyć przynajmniej na małych odcinkach. Mając tak znakomitych przodków, nie można przynieść wstydu rodzinie? Małgorzata: Oczywiście. Miałam wspaniałych pradziadków, ale i wyjątkowych dziadków. Dziadek pisał książki, babcia zaś malowała obrazy. Mój ojciec, dziś już emerytowany profesor Politechniki Warszawskiej, wieloletni prezes Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, również narzucał wysokie standardy. Panna z takimi korzeniami i chłopak z familoków, jak ktoś powiedziałby o Pani mężu. Klasyczny mezalians? Małgorzata: Mezalians jest wtedy, kiedy ludzie różnią się kulturowo, wyznają inne wartości i do siebie nie pasują. Jaś wychował się na Śląsku, ale miał także bardzo silne korzenie krakowskie. Jego mama była wyjątkową osobą, wspaniale grającą na pianinie, znającą literaturę. Nie mieliśmy poczucia, że zderzyły się różne światy. Jak się poznaliście? Jan: W domu Małgosi. Byłem wtedy już po szkole filmowej i kosztowałem życia. Codziennie jeździłem gdzieś na bankiety. A ona miała akurat urodziny i rozeszło się, że pod Warszawą jest fajna imprezka urodzinowa. Trafiłem tam jako… prezent urodzinowy. Przyjęty dobrze? Małgorzata: Bardzo dobrze. Okazuje się, że czasem nie trzeba wychodzić z domu, żeby spotkać osobę, z którą spędzi się całe życie. Myśmy się chyba najpierw zaprzyjaźnili, prawda? I to było najfajniejsze. Jan: Kiedy braliśmy ślub, jeszcze trwał stan wojenny. Nie można było kupić ubrania. Wystąpiłem więc w butach znalezionych gdzieś w kościelnych darach, o dwa numery za małych. Pięta mi z nich wychodziła, nie mogłem wytrzymać. Małgorzata: Prosto z kościoła goście przyszli do nas na tort, bo nie wyprawialiśmy wesela. A potem pojechaliśmy w podróż poślubną na narty. Miesiąc miodowy wypadł w Zakopanem na kwaterze prywatnej. Życie z młodym reżyserem zapowiadało się barwne? Małgorzata: Nie aż tak. Z prozaicznego powodu – braku pieniędzy. Najtrudniej było, kiedy mąż robił film na debiut – „Trzy stopy nad ziemią”. Cała ekipa miała płacone, a on – jako reżyser – nie. Jan: Po zakończonych zdjęciach trafiłem do szpitala z powodu wycieńczenia wywołanego głodem. Wtedy na planach zdjęciowych nie było cateringu. Czasami udawało mi się dotrzeć tramwajem z hotelu do baru mlecznego. Ale jakoś zrobiłem ten film. Jak się okazało, całkiem dobry. Mówi się, że Jasiek z Małgosią tworzą idealny związek. Małgorzata: Wydaje mi się, że nasz związek jest normalny. Lubimy ze sobą być, mamy podobne zainteresowania. Czasem różnimy się w ocenie pewnych rzeczy. Ale nie nudzimy się ze sobą, a to jest podstawa. Jan: Czasy są takie, że związek normalny nazywa się idealnym. Ale to nasz syn, Jasiek, powinien ocenić. Jan junior: Dla mnie to oni są nienormalni, jak wszyscy rodzice. Nudno na pewno nie jest, zgadzać się ze sobą – na pewno się nie zgadzają, ale to tak płynie. Pozycja domowego outsidera jest wygodna, bo się nie obrywa? Jan junior: Obrywa się, absolutnie. Ale nie mogę wchodzić w ich sprawy. „Masz swoje życie. Rób, co chcesz!”, to słyszę od nich cały czas. Postanowiłeś więc opuścić gniazdo rodzinne? Jan junior: Na szczęście na krótko. Mama jednak zaraz przerobiła mój pokój na swój gabinet, a ja po dwóch latach wróciłem. W domu dwóch Jaśków. Jak się woła „Jasiu!”, wiadomo, o którego chodzi? Małgorzata: Oczywiście. Ale jak syn się urodził, a miał się nazywać Antoni, w ogóle nie wyglądał na Antka. Nosiłam go na rękach i przez tydzień nie miał imienia. Dopiero moja babcia powiedziała: „Ależ to wykapany Jasinek!”. I utrafiła z imieniem. Dawałeś rodzicom popalić? Jan junior: Jasne, przecież nie byłbym chłopakiem. Małgorzata: Kiedyś Jasiek powiedział mi: „Widzisz, mamo, ile mi zawdzięczasz. Dzięki mnie jesteś taka spokojna, bo nauczyłaś się panować nad nerwami”. Czy podział tak przebiegał, że tata był ten surowy, a mama łagodna? Jan junior: U nas to mama zawsze wymagała, a tata był ten dobry. Tata jest przyjacielem, który zawsze poratuje. Mama zawsze walczy. A ojciec jest dla Ciebie cool? Jan junior: Ojciec zawsze jest cool! Uważam, że kręci bardzo fajne filmy. Robiłem teraz debiut fabularny i była to fantastyczna lekcja pokory. Myślałem, że jestem młody, wszystko świetnie zrobię. A trafiłem na potężną ścianę. Jednak doświadczenie jest bardzo ważne, trzeba czasami słuchać starszych. O czym będzie „W ukryciu”, najnowszy film z Magdaleną Boczarską? Jan: Jak wszystkie moje filmy, będzie o złożonych ludzkich sprawach, w tym przypadku o związku dwóch kobiet. To film o trudnej miłości, samotności, poszukiwaniu swojego miejsca. Jan junior: Miałem przyjemność pracować z ojcem przy tym filmie. Powiem tylko: nie chciałbym być reżyserem. To są dwa, trzy lata praktycznie wyjęte z życia. No i nikt nie jest tak odpowiedzialny za obraz końcowy, jak reżyser, który albo jest winowajcą, albo triumfatorem. Nie wiem, czy mam zdrowie na coś takiego. Ktoś powiedział, że dobry montażysta to taki, który utrzyma reżysera przy życiu do końca filmu. Jan: „W ukryciu” wejdzie do polskich kin w grudniu, ale już w październiku będzie miał światową premierę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Busan, w Korei Południowej, i weźmie udział w Warszawskim Festiwalu Filmowym. A teraz jesteśmy w połowie zdjęć do filmu dokumentalnego o Samuelu Willenbergu, ostatnim żyjącym uczestniku buntu w Treblince. Niesamowita historia człowieka, który poprzez rzeźby postanowił opowiedzieć swój tragiczny los. Świetnie wychodzą Panu filmy z bohaterem autentycznym. Pamiętamy „Skazanego na bluesa” – o Ryśku Riedlu. Jan: Ten film szczególnie mi leżał na sercu, bo jestem stryjem Ryśka. Potem zrobiłem „Różyczkę”, w której inspirowałem się biografią Jasienicy, a teraz pracujemy nad biografią słynnego śląskiego piłkarza Jana Banasia, któremu los ciągle komplikował życie. To będzie wielka opowieść o człowieku, pasji do sportu, miłości. Film o tym, że marzenia zawsze się spełniają, tylko nie wtedy, kiedy byśmy chcieli, i nie tak, jak byśmy sobie to wyobrażali. Tęskni Pan za Śląskiem? Jan: Oczywiście, jest tęsknota, bo tam się urodziłem. To, jakim jestem człowiekiem, wyniosłem stamtąd. Jeśli w filmach odchodzę od tematu śląskiego, potem do niego wracam, żeby na nowo naładować akumulatory. Ślązacy nigdy nie mizdrzyli się do żadnych mód, swoje wiedzieli i swoje robili, co pozwalało im zachować tożsamość. Stamtąd czerpało się siłę, poza tym Śląsk to była wspaniała muzyka, to był rock i jazz. Jak robiliśmy film o Riedlu, przez dwa lata nie słuchaliśmy niczego innego, tylko bluesa. A Jasinek też lubi czasem słuchać bluesa? Jan junior: Absolutnie, blues, rock, jeszcze wkrada się muzyka klasyczna. Słuchamy tych samych płyt, oglądamy te same filmy, jemy to samo. Słowem, nuda (śmiech). Rodzice delikatnie nie przypominają, że czas rozejrzeć się za dziewczyną? Jan junior: Na Śląsku. Jan: Jemu Ślązaczki się podobają, bo są poukładane, dobrze gotują. Wiedzą, gdzie jest miejsce mężczyzny, a gdzie kobiety. Widzisz swoją mamę, elegancką posłankę, w roli dobrej babci? Jan junior: Jest supermamą, więc dlaczego miałaby być złą babcią? W domu mnóstwo pamiątek, zdjęć… Jesteście sentymentalni? Jan: W tej chwili nie wiadomo, co zrobić z pojęciem „sentymentalny”, bo jest niemodne. Ale, rzeczywiście, tacy jesteśmy. Przywiązujemy się do wartości i rzeczy, a na niektórych filmach wzruszamy się i mamy łzy w oczach. To jest wskaźnik pewnej wrażliwości. Małgorzata: Czasem trzymamy starą kartkę zapisaną przez kogoś, tylko dlatego, że ma piękną historię. W domu mogę wziąć każdą rzecz i opowiedzieć o niej anegdotę. Bez tych rzeczy i pamiątek byłoby nudno i pusto. Będzie je komu przekazać? Małgorzata: Na pewno. Jasiek jest z nas najbardziej wrażliwy i do wszystkich rzeczy się przywiązuje. Zawsze też mieliśmy psa i kota. Ale w ubiegłym roku nasza wiekowa dwójka nas opuściła. Mamy teraz młodego kota Maxa, już prawie wychowanego, i za chwilę, mam nadzieję, pojawi się pies. A kto powiedział w tym domu, że nie lubi kotów? Jan: Może źle się wyraziłem. Przez pół roku lały mi się łzy z oczu, nikt nie wiedział, dlaczego. Pomyślałem, że to z powodu kota. A oni powiedzieli: „Jeśli to kot, ty się wyprowadzisz, a on zostaje”. I zaraz potem mi przeszło. Znajomi z zazdrością podkreślają, że mimo upływu czasu w związku Małgosi i Jaśka coraz lepiej. To miłość? Jan: Co to jest miłość? Reżyser nieustannie zadaje sobie to pytanie. Ostatni mój film jest o miłości. Nie wiem, jak to zdefiniować, że jesteśmy ze sobą ponad 30 lat, że ciągle jest nam ze sobą dobrze i nadal chcemy ze sobą być. Jeśli to nie jest miłość, to co? Małgorzata: Nie boimy się upływu czasu, nie ma w nas paniki przed starością. To wspaniałe, że ludzie dochodzą do takiego momentu, że się rozumieją. Możemy razem milczeć i w ogóle nam to nie przeszkadza. Ważne, że jesteśmy. Dom, film, polityka… Z czego najłatwiej byłoby zrezygnować? Małgorzata: Z polityki na pewno, bo w polityce się bywa. A dom jest zawsze. Poza tym trzeba wiedzieć, że jedyne, co jest pewne, to rodzina. Różnie bywa w życiu, ale musi być dom, do którego można wrócić. To daje siłę. Jan: To bardzo miłe, co Małgosia powiedziała, bo niemal publicznie zadeklarowała, że wybierając między polityką a nami, wybierze nas. Czujemy się dopieszczeni. A dla Pana co jest najważniejsze? Jan: To, co robię, czyli filmy. To sens mojego życia. Bardzo cenię sobie, że mogę przy nich pracować z rodziną, choć Małgośka chwilowo jest z tego wyłączona. Ważne jest, żeby mieć ciągle nowe pomysły i cel, do którego się dąży. Czyli do Oscara? Jan: Nie tracę nadziei… To jest taka pieczątka z umiejętności zawodowych, choć wielu wspaniałych reżyserów nie ma Oscara, tak jak wielu wspaniałych naukowców nie ma Nobla. Myślę, że najtrudniej zostać polskim kandydatem do Oscara. A potem już z górki… (śmiech). Jakieś skryte marzenia? Małgorzata: Och, ja bym chciała iść na spacer z… prawnukiem. To jest moje marzenie. Jan: Prawdę mówiąc, to się do tego sprowadza: iść z prawnukiem na spacer, niosąc pod pachą Oscara. Jan junior: Nie powiem, bo się nie spełni. Trzeba by coś z tym Oscarem… Ale nie mogę zdradzić, bo pójdzie to do gazety. 1/3 Copyright @Olga Majrowska 1/3 2/3 Copyright @Olga Majrowska 2/3 3/3 Copyright @Olga Majrowska 3/3 18+ Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach - Panie profesorze, czy to prawda, że bije pan swoją żonę? - Nie, nie prawda. Jeszcze nie jestem profesorem. Źródło: 103 najlepsze dowc**y - o mężu i żonie, Wydawnictwo Humoru i Satyry SUPERPRESS, Warszawa 2003, s. 22 © 2007-2022. Portal nie ponosi odpowiedzialności za treść materiałów i komentarzy zamieszczonych przez użytkowników jest przeznaczony wyłącznie dla użytkowników pełnoletnich. Musisz mieć ukończone 18 lat aby korzystać z • FAQ • Kontakt • Reklama • Polityka prywatności • Polityka plików cookies Kowalski w szpitalu Kowalski wpada do szpitala, bo jego żona rodzi. Widzi położną i pyta:- No i jak ?- Ma pan trojaczkiKowalski strasznie dumny:- Ma się rurę, co !?- Może i ma, ale trzeba by ją przeczyścić, bo wszystkie czarne Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia W restauracji Żona namawia męża do pójścia do restauracji, nawet już wybrała do mąż wybrzydza i nie chce do tej pójść. Jednak żona już wybrała i do restauracji a u progu szatniarz odbiera płaszcz i wita męża słowami:- Dzień dobry panie Stasiu!Żona na męża spojrzała, ale nic nie powiedziała. dodał: Pietia Żona zdradza męża Żona zdradza męża z Szybkim Lopezem, leżą sobie w łóżku i nagle słyszą dzwonek do drzwi. Żona na to:- Szybki Lopezie, to mój mąż, uciekaj przez okno!Szybki Lopez wyskakuje przez okno, żona ubiera szlafrok otwiera drzwi a tam Szybki Lopez, mówi:- Zapomniałem spodni! Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia Żona pyta męża Żona pyta męża:- Gdzie jest nasz syn?Mąż na to:- U To może się trochę zabawimy?- Dobry pomysł, włączaj komputer! Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia Rozmawia 2 facetów Rozmawia dwóch facetów:- Moja żona śmierdzi potem...- A moja to śmierdzi i przedtem i potem... Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia Małżeństwo na wczasach Młode małżeństwo wyjeżdża na wczasy, ale dają sobie ultimatum - zdradzają się po 2 razy. Minął tydzień i wracają. Żona się pyta:- I co, zdradziłeś mnie?- Tak, 2 razy. Raz z blondynką, raz z brunetką. A Ty mnie zdradziłaś? - pyta Tak, raz z jednostką wojskową a raz armią marynarską. Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia Dwóch facetów Spotyka się dwóch facetów. Jeden ma podbite oko. Drugi pyta go:- Co się stało? Kto cię tak urządził?Ten odpowiada:- A wiesz, głupia historia, żona przywaliła mi mrożonym Jak to mrożonym kurczakiem?- No schylała się do lodówki po kurczaka a ja wtedy za jej pupcie, tego... no i przywaliła...- A ona nie lubi od tyłu?- Lubi, ale nie w markecie... Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia Mąż z żoną sie pokłócili Mąż z żoną sie napisał żonie na kartce:Obudź mnie o 6:00!Mąż wstaje o 12:00 obrażony na żonę, patrzy na poduszkę a tam karteczka z napisem:Mężu wstawaj już 6:00! Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia Facet był u kochanki Facet był u kochanki, ale zrobiło się późno i trzeba wracać do domu. Mówi więc do niej:- Daj trochę wódki, ochlapię się, to żona nie będzie czuła twoich wraca do domu, a żona wali go po Za co?- Myślałeś, że jak się poperfumujesz to nie poczuję, że wódkę piłeś? Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia Para pod prysznicem Młoda para pieści sie pod prysznicem i nagle dzwoni dzwonek do Ewa idź otwórz- Nie, Adam ty otwórz- Ewa no proszęW końcu Ewa zawinęła się w ręcznik i poszła, a za drzwiami sąsiad. Patrzy na nią i mówi: dodał: Pietia Róznica między zonami - Panie Kowalski, czy pan wie, jaka jest różnica pomiędzy moja żona a pańska?- Nie, nie A ja wiem. Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia Mąż z żoną jedzą obiad Mąż z żoną jedzą obiad. Mąż mówi:- Te grzybki są wyśmienite! Skąd wzięłaś na nie przepis?- Z jakiejś powieści kryminalnej. Dowcipy o mężu i żonie dodał: Pietia Dowcipy o blondynkach, Dowcipy o babie, Dowcipy o Jasiu, Dowcipy o mężu i żonie, Dowcipy o lekarzach, Dowcipy o Bacy, Dowcipy o Policjantach, Dowcipy o studentach, Dowcipy o Szkotach, Dowcipy o teściowej, Dowcipy o wariatach, Dowcipy o Wąchocku, Dowcipy o zwierzętach, Dowcipy o żołnierzach, Dowcipy o duchownych. Oprócz gotowych tekstów dowcipów możecie w e-Życzenia pl dodawać swoje własne dowcipy i kawały. Wystarczy założyć darmowe Konto Użytkownika i dodać swój własny tekst i po akceptacji tego tekstu przez administrację portalu nowe dowcipy pojawią się na stronie www. Dowcipy możecie kopiować i dołączać do kartek elektronicznych. Wybierajcie dowcipy, kawały i wysyłajcie kartki do przyjaciół i rodziny. – Skarbie, co ty robisz? – pytam zaciekawiona. – Mówiłaś coś do mnie? – pyta O. – Nie do ciebie, do Ryśka. – odpowiadam. – Chodź tu Parówko. – mówi O. – Wołałeś mnie? – pytam. – Nie ciebie, Marchewkę. – odpowiada O. To się ciągle zdarza. Komentarze 12 domis -Nic nie słyszę, mówisz coś do mnie? -Nie, z kotem rozmawiam przecież. No przecież to oczywiste. 8 lutego 2012 o 22:30 · Odpowiedz kasiaj85 – Kochanie, mówiłaś coś do mnie? – Nie, z Mimikiem gadam… :) (Mimi, nasza prawie roczna) 8 lutego 2012 o 22:48 · Odpowiedz Mój mąż, od kiedy usłyszał jak do Kłaków mówię „Kochanie” czy „Misiu”, przestał reagować wręcz na każdą zaczepkę uznając, że na pewno mówię do kota :D I wręcz nie mogę się z nim nie zgodzić ;) 9 lutego 2012 o 07:11 · Odpowiedz MGlińska dobre hihihihihihih czy O. nie jest zazdrosny o kizie-mizie? Bo mój mąż a i owszem:-)))) 9 lutego 2012 o 08:52 · Odpowiedz Pani Niteczka U nas to samo, a nie daj Boże zawołaj ” Misiu ” …. leci pół rodziny, tylko nasza kota udaje, że to jej nie dotyczy ;D 9 lutego 2012 o 17:14 · Odpowiedz MGlińska hihihhihihi fajnie jak nasi bliscy są zazdrośni o zbyt bliskie komntakty z kiziami:-))))) 10 lutego 2012 o 12:16 · i u nas tak samo, to drugie zawsze myśli, że to pierwsze mówi do niego, a w rzeczywistości mówi do Kitki. Ale na szczęście ze sobą też jeszcze rozmawiamy :) Pozdrawiam :) 18 lutego 2012 o 17:46 · Odpowiedz Dodaj komentarz Gdy byłam małym dzieckiem na urodziny dostałam zbiór baśni. Co wieczór z mamą czytałam jedną z nich. Wszystkie były baaaardzo ciekawe, ale najbardziej w głowie utkwiła mi baśń "O rybaku i jego żonie". Polubiłam ją dlatego,bo bardzo dobrze sprawdzało się w niej przysłowie: "CO ZA DUŻO, TO NIE ZDROWO". Opisana jest tam historia poczciwego i miłego rybaka i jego zachłannej żony. Pewnego dnia rybak złowił złotą rybkę, która przemówiła do niego ludzkim głosem - Wypuść mnie poczciwy rybaku, to spełnię twoje każde życzenie. I tak się stało. Rybak wypuścił rybkę i wrócił do domu. Opowiedział o swoim spotkaniu z rybką. Żona gdy to usłyszała, kazała rybakowi wrócić i prosić rybkę o nową balie. Złota rybka spełniła jego życzenie. A potem życzeń było coraz więcej i więcej, aż rybka zezłościła się i odmieniła wszystkie ich życzenia. Morał tej baśni jest taki, że powinniśmy się cieszyć z tego co mamy i nie wykorzystywać innych by było nam lepiej.

kawał o ryśku i żonie